- Ameryka Północna (103)
- Stany Zjednoczone (87)
- Kanada (16)
- Ameryka Środkowa (48)
- Meksyk (48)
- Ameryka Południowa (11)
- Brazylia (11)
- Australia i Oceania (20)
- Azja (447)
- Tajlandia (59)
- Malezja (3)
- Birma (Myanmar) (52)
- Kambodża (250)
- Indonezja (11)
- Singapur (6)
- Izrael (8)
- Zjednoczone Emiraty Arabskie (3)
- Oman (26)
- Sri Lanka (24)
- Turcja (10)
- Afryka (19)
- Europa (439)
- Hiszpania (Katalonia) (7)
- Hiszpania (27)
- Włochy (29)
- Wielka Brytania (4)
- Francja (15)
- Polska (286)
- Niemcy (11)
- Czechy (10)
- Grecja (36)
- Cypr (16)
- Off-topic
- Wszystkie
Odcinek 43
Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem
Odcinek 43
Rozmowa czterdziesta druga.
San Francisco w stanie Kalifornia, 11. marca
- Wróciliśmy do San Francisco! Lubię to miasto.
- Ja też tu się dobrze czuję.
-I znowu zabrałeś mnie na balet do opery San Francisco.
- Stało się naszą tradycją, że za każdym tu pobytem oglądamy w Operze jakiś spektakl. Kilka dobrych rzeczy udało się „zaliczyć”.
- Tym razem to "Romeo i Julia". Który z obejrzanych tu spektakli podobał ci się najbardziej?
- „Cyganeria” Pucciniego z Piotrem Beczałą, jednym z najlepszych tenorów na świecie.
- Nazwisko ma takie sobie.
- Na Zachodzie ono nic nie znaczy, więc jest jak każde inne. Aleksandra Kurzak za to ma trudne, a Mariusz Kwiecień nie do poprawnego wymówienia przez Amerykanów.
- Najważniejsze, że kariery idą im świetnie.
- Rewelacyjnie! Beczała nie występuje w Polsce – bo nasze teatry operowe nie mogą dostosować się do jego harmonogramu zajęć!
- Podobają mi się te długie przerwy pomiędzy aktami, bo można spotkać się ze znajomymi i napić się czegoś.
- Na przykład szampana. Niezawodna Agata, mieszkanka San Francisco, która zawsze jest inicjatorką naszych kulturalnych wieczorów w tym mieście, nie zapomniała o zarezerwowaniu miejsca przy bufecie i butelki dobrego trunku.
- Bez takiej rezerwacji można nie zdążyć napić się niczego, bo kolejki do kilkunastu barów są bardzo długie. Ale nikt się jakoś nie spieszy i nie przepycha bez kolejki!
- Ten spokój i luz jest charakterystyczny dla tubylców. Obserwowanie mieszkańców San Francisco w niedzielne popołudnie to sama przyjemność.
- Zielonych placów, parków i skwerów jest tu całe mnóstwo.
- Widziałeś, co oni tam robią?
- Widziałem setki ludzi na spacerze z psami. Wszystkie na smyczy, a właściciele z torebkami plastikowymi w rękach. Na wydzielonych kawałkach trawnika psy mogą biegać luzem i wcale się nie zagryzają, a ich zabawy obserwują dumni właściciele.
- Dodatkowo ci właściciele zagadują do siebie i pewnie wiodą dyskusje na temat swoich pupili.
- A może w ten sposób ludzie się poznają? Piesek dobry na podryw?
- Oprócz spacerów z pieskami widzieliśmy przecież grupy ćwiczące salsę, trenujące samoobronę i wielką grupę młodzieży coś demonstrującą i o czymś ważnym dla nich dyskutującą.
- A nad tym wszystkim słońce i wiaterek. Tu nigdy nie jest zbyt gorąco.
- Najczęściej trochę pada i jest mglisto. Nie zauważyłeś, że pogoda zmienia się w ciągu dnia kilka razy?
- Nie tylko pogoda. Nastroje też.
- Każdy ma prawo być humorzasty od czasu do czasu.
- Nie o ciebie mi chodzi.
- Nasi tutejsi przyjaciele też mają swoje kłopoty i nie zawsze potrafią ani na chwilę o nich zapomnieć, nawet wtedy, gdy my jesteśmy z nimi.
- Masz na myśli nagłą zmianę nastroju i planów na wieczór?
- Ta sytuacja nie dotyczy nas osobiście, więc nie będziemy komentować zachowania Agaty i jej męża, ale humor mi nieco popsuto, a i program pobytu w San Francisco nagle uległ zmianie.
- Przecież nasza ostatnia niedziela w Kalifornii była wyjątkowo intensywna!
- Zaczęła się od brunchu (połączenie śniadania z lunchem) u Rona Schmidta.
- Starszy pan przygotował się znakomicie i zaserwował nam super jedzenie.
- Oraz prezentację fragmentu swojej książki i dyskusję na temat jego wieloletniej pracy w ruchu LGBT. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych był absolutnym pionierem wprowadzając do szkół środkowej Kalifornii, po wielkich bojach, lekcje na temat zagadnień LGBT i równości w społeczeństwie.
- Za zgodą rodziców?
- Tak. Każdy uczeń musiał mieć pisemne zezwolenie. Podobnie jest u nas, Tyle, że nie ma komu takich zajęć prowadzić. A mamy dwudziesty pierwszy wiek.
- Po południu Agata zabrała nas do ekumenicznej Bazyliki Łaski Pańskiej, gdzie zrobiła na mnie wrażenie międzywyznaniowa kaplica poświęcona zmarłym na AIDS.
- To bardzo ważne miejsce dla wszystkich ludzi bez względu na przekonania. Bardzo przemawia do wyobraźni i porusza sumienia.
- Nie bardzo wiedziałem po co na podłodze, w kruchcie kościoła, jest taki dziwny labirynt.
- To labirynt medytacyjny w formie koła z zaznaczonymi ścieżkami. Masz krążyć przez kilkanaście minut zastanawiając się nad sensem życia. I nie tylko.
- Taki sam jest przed kościołem. I chyba daliśmy plamę biegając w kółko i głośno rozmawiając.
- Medytowaliśmy na głos; wspólnie medytując…
- Ale śmieszne.
- Śmieszny nie był, ale może dlatego bardzo dobry film Mój tydzień z Marylin. O pracy Marylin Monroe z Lawrencem Olivierem nad filmem Książę i aktoreczka.
- Trochę się dowiedziałem o tej aktorce nie z moich czasów.
- Ona była i jest ponadczasowa. Tak bardzo ją lubię, że obawiałem się, że aktorka, która wcieliła się w tę rolę, będzie tylko kiepską namiastką wspaniałej Marylin. Wydawało mi się, że ten szczególny wdzięk i promieniująca z Monroe charyzma jest nie do podrobienia.
- Mnie jest trudno to ocenić, ale ta aktorka chyba poradziła sobie z rolą.
- Michelle Williams zaskoczyła mnie całkowicie. Po jakichś dziesięciu minutach zapomniałem, że to nie jest „prawdziwa” Marylin Monroe. Momentami byłem wzruszony.
- Ta sama aktorka świetnie zagrała bardzo nieciekawą zewnętrznie żonę jednego z bohaterów Tajemnicy Brokeback Mountain.
- W tym filmie była po prostu rewelacyjna. W amerykańskiej telewizji wysłuchałem wywiadu z nią i przekonałem się, że jest również bardzo skromną, ciepłą i interesującą osobą.
- Jakie masz zdanie na temat tego zjawiskowego klubu „AsiaSF”, gdzie byliśmy na kolacji i tego piano baru „Martuni’s”, gdzie trochę wypiliśmy….
- Fenomen miejsc takich jak „AsiaSF”[1] zawsze mnie bardzo zastanawiał. Zanim porozmawiamy o tym szczególnym miejscu, chcę podzielić się pytaniem, które od zawsze mnie nurtuje. Dlaczego kluby, gdzie występują mężczyźni przebrani za kobiety lub kobiety – transseksualistki, przyciągają głównie k o b i e t y ?
- Nie oczekuj ode mnie wyjaśnienia. To kobiety szaleją na widowni, piszczą, klaszczą i podkręcają atmosferę. Nie wiem, co je tak kręci na widok drag queens – facetów w przesadnych strojach i wściekłych makijażach, których żadna „normalna” kobieta by nie nosiła.
- Popularność występów drag queen na estradzie mogę zrozumieć, bo często są to parodie znanych piosenkarek i bywa to zabawne…
- Po paru drinkach wszystko może być zabawne.
- Czyli nie masz odpowiedzi na moje pytanie, co kobiety widzą w facetach udających kobiety i robiący to w tak karykaturalny sposób?
- Nie mam też odpowiedzi na pytanie, dlaczego dziewczyny szaleją oglądając występy transseksualistów.
- W „AsiaSF” transseksualistki nie tylko występują, ale najpierw przez dwie godziny przed występem są kelnerkami.
- Bardzo miłymi kelnerkami. Niektóre są bardzo delikatne i naprawdę ładne.
- Inne trochę mniej ładne? Nas obsługiwała piękna czarnoskóra dziewczyna. Chętnie pozowała z tobą do zdjęcia.
- Takie spore w rozmiarach są jakby… mniej kobiece. Głosy też mają dość niskie…
- W tym klubie zawsze są komplety, a przecież cena tego show z kolacją nie jest najniższa.
- Na sali zawsze jest więcej kobiet niż facetów. Dlaczego?
- Może faceci wstydzą się, lub boją, że podniecą się oglądając takie zjawisko? Ale zostawmy ten problem socjologom. Może któregoś kiedyś spotkamy, to go pomęczymy pytaniami.
- „Martuni’s Bar” był udanym zakończeniem tego szalonego dnia.
- Karaoke wykonywane przy akompaniamencie pianina było zjawiskowe.
- Zjawiskowi byli chętni do śpiewania standardów jazzowych. Poziom był naprawdę super.
- Cała atmosfera baru, tylko przy świecach, sympatyczni barmani i …
- … i podrywający cię faceci!
- Mnie też się coś należy. To ty zawsze ściągasz na siebie uwagę.
- Nieprawda! W Stanach ty masz branie większe ode mnie!
- E tam! Zaraz branie! To że niektórzy chcieli ze mną porozmawiać…
- Jasne. Porozmawiać. Szczególnie ten, który przedstawił się jako Richard i głęboko patrzył ci w oczy.
- No co mu żałujesz. Niech sobie popatrzył. Był miły, grzeczny i rozmawiał z nami wszystkimi.
- Tobie szeptał coś do ucha.
- Niczego mi nie szeptał. Usiłował przekrzyczeć muzykę. Od Agaty wiem, że pytał ją, czy jestem sam. Gdy dowiedział się, że my jesteśmy parą, dość szybko się pożegnał.
- Ale najpierw nazachwycał się tobą.
- Nazachwycał się i sobie poszedł. Ale podrywacz mi się trafił!
- I tak bym go pogonił!
- Lubię, gdy jesteś o mnie zazdrosny.