- Ameryka Północna (103)
- Stany Zjednoczone (87)
- Kanada (16)
- Ameryka Środkowa (48)
- Meksyk (48)
- Ameryka Południowa (11)
- Brazylia (11)
- Australia i Oceania (20)
- Azja (447)
- Tajlandia (59)
- Malezja (3)
- Birma (Myanmar) (52)
- Kambodża (250)
- Indonezja (11)
- Singapur (6)
- Izrael (8)
- Zjednoczone Emiraty Arabskie (3)
- Oman (26)
- Sri Lanka (24)
- Turcja (10)
- Afryka (19)
- Europa (439)
- Hiszpania (Katalonia) (7)
- Hiszpania (27)
- Włochy (29)
- Wielka Brytania (4)
- Francja (15)
- Polska (286)
- Niemcy (11)
- Czechy (10)
- Grecja (36)
- Cypr (16)
- Off-topic
- Wszystkie
Odcinek 42
Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem
Odcinek 42
Rozmowa czterdziesta pierwsza.
Los Angeles w stanie Kalifornia, 09. marca
- Bez żalu pożegnałem Las Vegas i przez pustynię przejechaliśmy do Los Angeles. Zaledwie 450 km.
- Tradycyjnie już nakarmiłem cię kanapkowym lunchem na plaży w Santa Monica, a potem namówiłem na bardzo długi spacer po bulwarze w szalonej Venice Beach[1].
- Nie przesadzaj. Nie musiałeś tak bardzo namawiać. Lubię to szalone miejsce.
- Tylko zdjęcia (i to w niewielkiej części), a nie słowa, mogą oddać atmosferę tego miejsca, gdzie gromadzą się najbardziej zwariowani ludzie z Los Angeles.
- Zaskoczyły mnie „gabinety lekarskie”, gdzie wypisują recepty na niezbędną na poratowanie zdrowia marihuanę.
- Mnie zawsze uderza tam barwność tłumu i radość na twarzach tych ludzi. Jedyny problem, jaki oni mogą mieć, to brak wystarczającej ilości kasy. Chociaż i bez niej wyglądają na szczęśliwych.
- Jak podobał ci się wieczór z Paulem – Polakiem poznanym przez Internet?
- Jak zwykle w takich przypadkach mam tak zwane mieszane uczucia. Czy spotkał się z nami, aby pochwalić się swoją niezależnością finansową (eufemizm dla bogactwa), czy chciał poznać interesujących ludzi?
- Nie zdążyłem w tym krótkim czasie o tym się przekonać. Spodobał mi się sposób jego spędzania wolnego czasu.
- A ma go dużo, bo odziedziczył majątek po swoim partnerze (sam ma około pięćdziesiątki) i nigdzie już nie musi pracować.
- Kilka razy w roku wybiera się na rejsy w różnych częściach świata na luksusowych statkach.
- Tak robi wielu amerykańskich emerytów!
- Ale to nie są rejsy dla emerytów! To są rejsy dla gejów. Kilkuset, o ile nie kilka tysięcy, gejów na jednym statku! W każdym wieku.
- Raj na ziemi!
- I zdziwisz się, bo Paul mówił, że nie wybiera się tam na żadne ekscesy. Krytycznie odnosi się do siebie jako potencjalnego podrywacza. Po prostu lubi przebywać w tej atmosferze, wśród pięknych, radosnych ludzi i nie ukrywa, że odpowiada mu to „wibrujące seksem powietrze”.
- Po prostu sanatorium!
- Zabiegi też są w ofercie.
- Nabrałeś ochoty na taki rejs?
- Tak. Pojechałbym na taki rejs z tobą.
- Z drewnem do lasu?!
- Ty swoje! Chciałbym pooddychać „wibrującym seksem powietrzem” i bawić się z tobą.
- Przy takiej deklaracji, sam nabieram ochoty!
- Paul sprawił mi frajdę zapraszając nas na lunch do najstarszej amerykańskiej restauracji "Bob’s Big Boy", z 1946 roku. W menu "prawdziwe" hamburgery!
- Już dawno ci mówiłem, że wszystkie inne hamburgery (bez lokowania produktu, proszę!) to tylko kiepska namiastka. Te w "Bob’s Big Boy" były pyszne! Mięsko pierwszej jakości, bułka chrupiąca, frytki i dodatki świeżutkie.
- I dodatkowo ta sympatyczna zaprzyjaźniona z Paulem obsługa, którą sowicie wynagrodził, bo trudno tę sporą kasę nazwać napiwkiem.
- Osobiście mam do napiwków stosunek ambiwalentny.
- To znaczy nie lubisz ich dawać!
- Mam stosunek dwoisty, mówiąc po polsku, bo wolałbym, aby to było ujęte bezpośrednio w rachunku i nie trzeba by było zastanawiać się, ile należy zostawić. Inną sprawą jest dodatek za w y j ą t k o w o dobrą obsługę, która w zasadzie rzadko się zdarza.
- Amerykański system jest całkiem beznadziejny, bo m u s i s z samemu obliczyć od 15 do 20% za tzw. serwis. W każdym stanie jest inaczej.
- Stanowi to 80% zarobków kelnerów! Ale wróćmy do twojego pierwszego pobytu w Zakopanem i przygód na szczytach.
- Na szlakach w niektórych miejscach leżał jeszcze śnieg; nie było zbyt bezpiecznie.
- Poradziłeś sobie doskonale, biorąc pod uwagę twoje nie najlepsze buty do chodzenia po górach. Zaskoczyłeś mnie wręczając mi komórkę z połączeniem do twojej mamy. Jak miałem z nią rozmawiać?
- Normalnie. Już wiedziała, że wyjechałem z jakimś facetem w góry.
- Powiedziałeś jej? Tak po prostu?
- Kiedyś musiałem to zrobić. Już trochę wcześniej, tuż przed poznaniem ciebie, dokonałem mojego coming-outu w rodzinie.
- Dlaczego właśnie wtedy?
- Wiedziałem, że coś podejrzewają, zaczęły się pytania i w ogóle taka niefajna atmosfera. Dopytywali się, z kim pojechałem pod namiot, z kim godzinami rozmawiam przez telefon, dlaczego godzinami po nocach ślęczę przy kompie i dlaczego…
- … tak długo wysiadujesz w łazience?
- O to nie pytali, ale chyba widzieli moje gejowskie czasopisma kupowane w wielkim stresie w odległym kiosku.
- Te gazety miały dla ciebie znaczenie?
- Były moim pierwszym kontaktem ze światem gejowskim. Dowiedziałem się, że nie jestem sam, a tak właśnie myślałem. Dowiedziałem się, że „problem” dotyczy wielu facetów, a co najważniejsze dowiedziałem się, że mogę być szczęśliwy, mimo iż…
- … mimo iż jesteś inny.
- Bardzo chciałem kochać, bo jeszcze nawet nie marzyłem, żeby być kochanym. Te gazety pozwoliły mi wiele zrozumieć. Poczułem silne wsparcie. Byłem przygotowany na stawienie czoła światu.
- Dziś mogę powiedzieć, że zachowałeś znakomitą równowagę psychiczną i nie zdążyłeś zgorzknieć i stać się, nazwijmy to, uczuciowym i seksualnym frustratem. Myślę, że te czasopisma pokazały ci twoją drogę. Ich poziom intelektualny daleki był od doskonałego, ale ich rola jest nie do przecenienia.
- Innego sposobu poznania tego świata nie było.
- Mogę ci tylko pozazdrościć, bo w mojej młodości nie było absolutnie żadnych źródeł, do których młodzi ludzie mogliby się odwołać.
- Jak dowiedziałeś się, że nie jesteś jedynym na tym świecie ze swoim problemem?
- Zajęło mi to wiele lat. Sam się dziwię, że dałem sobie z tym radę. Nosiłem tę swoją „tajemnicę” i cierpiałem.
- A buzujące hormony nie dawały znać o sobie? Nie pchały cię w stronę facetów? Nie spotkałeś nikogo, kto wprowadziłby cię w ten świat?
- Nie uwierzysz, ale nie. Nic mnie „nie pchało”, bo bardzo późno rozwijałem się hormonalnie. Długo byłem takim sobie dorastającym chłopcem bez żadnej osobowości seksualnej. Czułem swoją odmienność, łatwiej porozumiewałem się z dziewczynami, lubiłem przebywać z niektórymi chłopakami, ale nie istniały we mnie potrzeby seksualne.
- Ile miałeś lat?
- Już chyba dwadzieścia!
- No, nie! Nie powiesz mi, że nie waliłeś konia?
- Co to za język! Chyba się zarumieniłem. Wtedy to się inaczej nazywało. Chyba. Jakoś tak na b.
- Odpowiedz na moje pytanie. Nie trzepałeś kapucyna [2]?
- Mam się wstydzić? To coś złego? Siedź mocno, bo to będzie szok! Nie uwierzysz mi! Odpowiadam na twoje pytanie: Nie!
- Ty chyba chory jesteś?
- Teraz, czy wtedy?
- Teraz, bo kłamiesz, albo wtedy, bo to niemożliwe, żeby normalny facet nie musiał tego robić!
- A jednak prawdziwe! Przecież ci powiedziałem, że wszystko u mnie przyszło później. Dużo później.
- No dobrze, ale chłopaki musieli cię kręcić?
- Jasne, podkochiwałem się w moim kolegach hetero, co wzbudzało mój lęk.
- A tak zwane fantazje seksualne? Nie miałeś ich?
- Miałem, miałem. Dużo później.
- Żadnych incydentów z facetami?
- No właśnie. Były incydenty, które nie miały większego znaczenia poza utwierdzaniem się, że to jest to!
- Kiedy więc „to” się zdarzyło?
- Już ci to wcześniej mówiłem. Ale skoro koniecznie chcesz mi to wypomnieć…
- Nie o to chodzi. Współczuję ci, że umknęło ci sporo życia.
- Ja też sobie współczuję. Winę za to, że spóźniłem się na ten pociąg zwalam na to, że za wcześnie się urodziłem. A na poważnie to mam żal do Kościoła i komuny. Ten pierwszy straszył mnie przez całe moje dzieciństwo i wczesną młodość i w rezultacie pozbawił mnie wiary. To drugie „nieszczęście” kazało mi myśleć, że w naszym wspaniałym kraju homoseksualizm nie występuje, więc muszę szukać swego szczęścia poza nim. Nienawidziłem komuny nie tylko dlatego. Radość z życia spotkała mnie dopiero w wieku trzydziestu lat!
- Komuna jeszcze żyła!
- I dlatego nadal nie było mi łatwo. Wiele, bardzo wiele rzeczy uprościło się w moim życiu osobistym po 1989 roku! Co nie oznacza, że zmienili się ludzie. To ja się zmieniłem i z podniesionym czołem robiłem to, co do mnie należało.
- A wydawało mi się, że ty zawsze byłeś taki…, no… taki…
- Wyzwolony?
- Odważny i pewny siebie.
- Może minąłem się z powołaniem i powinienem był zostać aktorem…
- Przede mną też grałeś?
- Nie. Już nie musiałem. Powiem ci to jeszcze raz: Los dał mi nagrodę za lata męki i poczucia niesprawiedliwości.
- Ile ci dał?
- Nie do policzenia. Ciebie!
- Ale się zrobiło serio. Dziękuję ci. Kocham cię.
- A widzisz!