- Ameryka Północna (103)
- Stany Zjednoczone (87)
- Kanada (16)
- Ameryka Środkowa (48)
- Meksyk (48)
- Ameryka Południowa (11)
- Brazylia (11)
- Australia i Oceania (20)
- Azja (447)
- Tajlandia (59)
- Malezja (3)
- Birma (Myanmar) (52)
- Kambodża (250)
- Indonezja (11)
- Singapur (6)
- Izrael (8)
- Zjednoczone Emiraty Arabskie (3)
- Oman (26)
- Sri Lanka (24)
- Turcja (10)
- Afryka (19)
- Europa (439)
- Hiszpania (Katalonia) (7)
- Hiszpania (27)
- Włochy (29)
- Wielka Brytania (4)
- Francja (15)
- Polska (286)
- Niemcy (11)
- Czechy (10)
- Grecja (36)
- Cypr (16)
- Off-topic
- Wszystkie
Odcinek 44
Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem
Odcinek 44
Rozmowa czterdziesta trzecia.
La Honda w stanie Kalifornia, 15. marca
- Niezłą mamy karę za to, że uciekamy od polskiej zimy!
- Pogoda w te nasze ostatnie dni w Kalifornii naprawdę jest beznadziejna! Zimno i deszczowo.
- Wszyscy tu cieszą się z tego deszczu, którego zawsze brakuje, a my narzekamy na pecha, że nas to musiało trafić. Zdaje się, że w Polsce jest teraz cieplej.
- Mimo brzydkiej pogody, z La Honda – rezydencji Nadii i Iljii wybraliśmy się jednak nad Pacyfik.
- Half Moon Bay[1] jest sławna z przemytu alkoholu z czasów prohibicji. Ukryta zatoka i prawie stale obecna mgła ułatwiały ten zdrożny proceder.
- W taki ponury dzień jak dzisiaj, Pacyfik wyglądał szczególnie groźnie i nieprzyjaźnie. Tylko wielkie foki wylegiwały się leniwie na plaży. Nikt im nie zakłócał spokoju. Słodkie grubaski.
- Kiedyś w miejscu tego parku narodowego, nad samym urwiskiem, znajdował się hotel, którego właściciel zasadził setki cyprysów, które rozrosły się w mroczny las.
- Jak z horroru.
- Bałeś się?
- Nie. Nawet wspiąłem się na jedno z drzew, abyś mógł zrobić ładne zdjęcia.
- Co za poświęcenie!
- Nadia była świetną przewodniczką, prawda?
- Ona wszystko potrafi! Petersburski fizyk (fizyczka?) z wykształcenia, z doktoratem z Uniwersytetu Arizońskiego, studiowała również malarstwo. Nadia uważa się za malarkę ze szkoły znanego malarza petersburskiego - Anatolija Zasławskiego.
- Teraz odnosi sukcesy artystyczne i uczy rysunku i malarstwa w Palo Alto.
- Kilka lat temu namalowała nasz wspólny portret, a w naszym mieszkaniu w Szczecinie znajduje się kilka jej prac. Nadia, jak każdy artysta, nie lubi, aby jej twórczość jednoznacznie klasyfikowano. Na moje uporczywe pytanie odpowiedziała, że jej portrety można zaliczyć do ekspresjonizmu.
- Obserwowałem Nadię przy pracy, gdy po śniadaniu, w pięknym otoczeniu - w ogrodzie rezydencji La Honda, gdy my pracowaliśmy przy naszych netbookach, ona malowała kolejny nasz portret. Jakoś nie zachwyca mnie jej technika.
- Nie znasz się! To nie są portrety realistyczne! Martwisz się, że nie jesteś na nich tak piękny jak w rzeczywistości?
- Dobrze, że w ogóle jestem podobny do siebie.
- Nadia stwierdziła, że jesteś wdzięcznym modelem do portretowania.
- No pewnie!
- Bo masz zdecydowane rysy. Nie tak jak ja. Jakieś takie… byle jakie.
- Jak dla mnie, są wystarczająco dobre.
- O, jaki jesteś miły. Dzięki.
- You’re welcome.
- No proszę jak się amerykanizujesz! Teraz pora na pozbieranie sił na ostatnie dwa tygodnie planowanego objazdu południowych Stanów od strony wschodniego wybrzeża, który zaczynamy w Waszyngtonie.
- Po to tu jesteśmy! Ale Zakopane w roku 2000 i „śliczne okoliczności przyrody” bardzo polubiłem!
- Po powrocie z Zakopanego doszło do pierwszego spotkania z twoją mamą.
- Ojciec dalej był na „nie”. O niczym nie chciał słyszeć.
- Ale przywiózł Irenę z twoim bratem Sebastianem z Gorzowa pod mój dom i… odjechał.
- Wszyscy byliśmy okropnie spięci.
- Irena zachowała się wspaniale i robiła dobrą minę do złej gry, bo cóż mogła więcej zrobić. Na pewno nie chciała stracić syna, więc wolała wziąć byka za rogi.
- Od razu byka. Byczka. Pobyt nad morzem i na twojej działce w Wisełce był bardzo udany.
- A Irena w podzięce za wysłane zdjęcia napisała do mnie: (…) Jeszcze raz dziękuję za serdeczną gościnę u Ciebie. Miło wspominam te chwile. Poznanie Ciebie pomogło mi zrozumieć, że obaj z Adrianem jesteście szczęśliwi. Bo tak jest, prawda? (…)
- A potem zaczął się szał przygotowań do budowy domu w Wisełce.
- Hola, hola. Najpierw była Warszawa z pobytem w czerwcu u Janusza i Andrzeja.
- To były ich urodziny. Obaj są zodiakalnymi bliźniakami. I chyba dlatego nigdy im ze mną nie było po drodze.
- Wtedy jeszcze było wszystko w porządku między wami. Problem polegał na tym, że ty nie miałeś prawa mieć racji. Oni wszystko wiedzą lepiej. No bo niby dlaczego ty miałbyś coś wiedzieć. I do tego lepiej?
- Z pokorą przyjmowałem ich wymądrzania się.
- Bardzo starali się być mili. A ich gościnność zawsze była niekłamana. Bywały chwile, że czułem się z nimi świetnie. Czasami jednak odczuwałem pewną ich sztuczność i ukrywaną niechęć do ciebie.
- Wszyscy mi ciebie zazdroszczą. Bo odbieram im coś, co wcześniej mieli na wyłączność.
- Gdyby mi na tym (to znaczy na nich) jeszcze bardziej zależało, poszedłbym z tym, nazwijmy to kłopotem, do terapeuty. Po to, aby uratować naszą przyjaźń we czwórkę.
- Dlaczego tego nie zrobiłeś. Przyjaźniliście się tyle lat!
- Najpierw Andrzej, potem Janusz wyjechali na stałe do Warszawy, a więc nasze kontakty były na tyle rzadkie, że mogliśmy sami zadbać o to, aby było miło. Potrzebowaliśmy siebie nawzajem.
- Beze mnie.
- Wyłącznie z tobą. Bez ciebie takie moje przyjaźnie nie mają sensu. Przyjaźń z Januszem i Andrzejem nie przetrwała jednak próby ogniowej.
- Teraz rozmawiamy o roku 2000, a rozstaliście się w 2010!
- O tych dramatycznych chwilach jeszcze porozmawiamy.
- Dałem plamę w tej Warszawie rozbijając twoje volvo.
- Lekko je „puknąłeś” najeżdżając na łuku zjazdu z drogi szybkiego ruchu, na wysoki krawężnik.
- Wracaliśmy pociągiem, a volvo zostało w Wa-wie do naprawy. Humory mieliśmy takie sobie.
- Całkiem kiepskie. A potem nawet do mnie nie dzwoniłeś, ani nie mailowałeś przez dwa, czy trzy dni! Dodatkowo miałem niemiłe sytuacje w PROGRESSIE. Czułem się fatalnie. Ja też się nie odzywałem.
- Co za nerwówka! Próba sił?
- W końcu przyszedł SMS: „ (…) jeżeli ta cisza ma być dla mnie lekcją, czy …, to wiedz, że jest bolesna, ale zniosę to, bo wiem, że warto. Kocham cię. I wszystko.”
- W końcu, na początku lipca ruszyła budowa w Wisełce. Drewniany domek stanął w sześć dni!
- A potem z wykańczanie go zajęło nam dwa lata.
- I nadal trwa.
- Ostro pracowaliśmy razem z cieślami.
- Głównie ty. Pokazałeś wiele swoich umiejętności. Mnie trochę zżerały nerwy, bo cała logistyka budowy w wykonaniu tej firmy, daleka była od doskonałej. Starałem się jak mogłem, aby nie dochodziło do spięć, ale było to trudne.
- Może ze dwa razy pojechaliśmy za ostro po sobie.
- Potwierdziła się moja zasada. Mogliśmy poznać się bliżej dopiero wtedy, gdy spędzaliśmy ze sobą, w niezbyt komfortowych warunkach, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Mogliśmy ocenić jak funkcjonujemy razem. Po tym miesiącu byłem pewien, że odnieśliśmy zwycięstwo nad naszymi słabościami i mogliśmy zacząć myśleć o wspólnej przyszłości.
- Teraz się dowiaduję, że poddałeś mnie próbie. A gdybym nie zdał tego egzaminu?
- Nie wiem. Dziś to już nieważne. Drugiego nie będzie. A ja zdawałem u ciebie jakiś egzamin?
- Zdajesz go codziennie. Na piątkę!
- Wpisz mi te oceny do naszego indeksu życia.
- Skończyła się budowa i …
- … zaprosiliśmy ponad trzydzieści osób, przyznajmy lekko zakręconych:
(…)10 lutego 2000 r. postanowiliśmy rozpocząć naszą wspólną drogę. Pragniemy, aby nasi Przyjaciele byli razem z nami w dniu 19 sierpnia 2000r na otwarciu naszego nowego Domu. Zapraszamy (…)
- Włożyliśmy sporo pracy…
- … i serca …
- … w przygotowanie tej imprezy.
- Robert Janowski (ten od śpiewania) wydał tomik poezji, gdzie znalazłem coś, co umieściliśmy w zaproszeniu, a co wydało mi się znakomitym mottem:
Dlaczego?
Po przecież kocham – to dlatego.
Kocham dlatego – bo to najprostsze.
Kocham najprościej – bo to najtrudniej,
Bo kocham najtrudniej – to dlatego takie proste.
I dlatego nie ma – dlaczego?
Bo przecież kocham – nie umiem inaczej.
- Bo się popłaczę!
- Wstydzisz się być sentymentalny, co? Musisz wszystko okpić?! Nie lubisz, gdy się wzruszam.
- Nie lubię. Czuję się wtedy nieswojo.
- Nie dam ci się ograniczać!
- Ktoś tu musi być mężczyzną!
- Mój ty mężczyzno!
- Dawaj dalej. Co było na tym weselu? Bo jakoś mało detali pamiętam.
- Darujmy sobie szczegóły. Była przysięga:
-„Biorę cię na wspólną drogę życia, byś zadowalał mnie, ale i frustrował, i kłopotał.
Byś rozumiał mnie, ale i nie rozumiał.
Byś pozwalał mi być, kim jestem, narzucał swój sposób bycia.
Byś szanował mnie i śmiał się ze mnie.
Byś był wobec mnie wymagający i niedorzecznie pobłażliwy.
Byś był egoistyczny i nadmiernie troskliwy.
Byś był nieustępliwy i sprawiedliwy.
Byś był dumny i pokorny.
Biorę cię, by szanować i wspierać aż do śmierci.”
- To już było na serio!