- Ameryka Północna (103)
- Stany Zjednoczone (87)
- Kanada (16)
- Ameryka Środkowa (48)
- Meksyk (48)
- Ameryka Południowa (11)
- Brazylia (11)
- Australia i Oceania (20)
- Azja (447)
- Tajlandia (59)
- Malezja (3)
- Birma (Myanmar) (52)
- Kambodża (250)
- Indonezja (11)
- Singapur (6)
- Izrael (8)
- Zjednoczone Emiraty Arabskie (3)
- Oman (26)
- Sri Lanka (24)
- Turcja (10)
- Afryka (19)
- Europa (439)
- Hiszpania (Katalonia) (7)
- Hiszpania (27)
- Włochy (29)
- Wielka Brytania (4)
- Francja (15)
- Polska (286)
- Niemcy (11)
- Czechy (10)
- Grecja (36)
- Cypr (16)
- Off-topic
- Wszystkie
Odcinek 10
Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem
Odcinek 10
Rozmowa dziewiąta.
Ao Nang, 29. listopada
- To nie był długi lot.
- Ale to lotnisko w Krabi, mówiąc skrótowo, jest mocno zdeaktualizowane.
- Fakt, jak na miejsce o takiej wadze turystycznej dla Tajlandii powinno prezentować się nieco lepiej.
- Jazda do centrum prawie tak długa jak sam lot, bo spore korki, a taksówkarz zainkasował nieźle, bo brak tu konkurencji i nie ma dogodnego środka komunikacji lokalnej.
- Hotelik w Ao Nang[1] też skromniusi.
- Seth trochę się potargował i dostaliśmy większy pokój. Ale i tak zrobił to zbyt łagodnie, bo on jest taki grzeczny i subtelny.
- Ty byś tego lepiej nie zrobił, bo nie lubisz się targować tak jak ja i dlatego wszędzie przepłacamy.
- Za rejs na wyspę Hong nie przepłaciliśmy. Łodzią z kilkudziesięcioma pasażerami na pokładzie, niezwykle sprawnie sterował jej kapitan.
- Do tego przystojny i z dumą prezentujący swoje miodowo-czekoladowe muskularne ciało.
- Załoga też była niczego sobie.
- Dlaczego ta łódź miała śrubę na długim wysięgniku kilka metrów za swoją rufą?
- Ułatwia to sterowanie na płytkich wodach.
- No tak, zawsze wsiadaliśmy do łodzi wchodząc do wody po kolana, albo i głębiej.
- Seth’owi było po pas.
- Nie bądź złośliwy. On tak się cieszy, że jest z nami. Że jest z tobą. Widzę, że bardzo czuje się czymś skrępowany.
- Daje sobie radę.
- Wydaje mi się, że bardzo by chciał móc przytulić się do ciebie, na przykład.
- No to mu pozwól.
- Ja mam jemu pozwalać? Czy tobie?
- Już ci mówiłem, że on mnie nie kręci, a w trójkątach nie mam doświadczenia.
- Może pora, abyś je zdobył?
- Ty masz ochotę na… jak to jest po francusku?
- Ménage à trois.
- No i…?
- Lubię go bardzo, doceniam jego przywiązanie do nas. Lubię z nim być, ale…
- Nie ma żadnego ale. Albo będzie seks, albo nie!
- Znamy go już na tyle dobrze i wiemy, że rozumie układ, w którym się znalazł. Nie ma oczekiwań. Chyba.
- Czuję, że na seks z nami ma ochotę.
- Nie wiem, czy z nami. Z tobą na pewno.
- Porozmawiajmy o wyspie Hong, co?
- Dobrze. Uważam, że cel wyprawy, czyli wycieczka kajakowa dookoła wyspy, w czasie której podziwialiśmy laguny i lasy mangrowe, była bardzo udana. Atrakcją samą w sobie był szmaragdowy kolor i przejrzystość wody o temp. 26 st. C.
- Lunch w maleńkiej zatoce, która wyglądała jak z filmu, był super. Nawet nie chrapałeś robiąc sobie drzemkę na piasku.
- Jeszcze ci się odwdzięczę za te przytyki.
- Lepiej porozmawiajmy o twojej Ameryce sprzed lat.
- 1978 w Polsce to nie była bajka. Ale ja nie narzekałem, bo finansowo radziłem sobie nieźle.
- Co wydarzyło się w twoim życiu osobistym, gdy wróciłeś do kraju dwa lata wcześniej, po pierwszym pobycie w USA?
- Tak, to był ważny okres. Moja determinacja dokonania zmian w moim życiu była zupełna.
- No i stało się?!
- Myślę, że przy takiej mojej gotowości i pełnej świadomości, czego od życia wtedy oczekiwałem, musiało się stać.
- Detale, proszę detale.
- Niepotrzebne ci są te szczegóły. Ważne jest to, że w tym samym miesiącu po powrocie poznałem kogoś, kto przekonał mnie o tym, że mogę być szczęśliwy.
- Kto to był?
- Z perspektywy wielu lat nie jest to istotne, bo znajomość nie przetrwała kilku miesięcy.
- Co się stało?
- Alkohol. Ukrywany alkoholizm. Nie mogłem niczemu zaradzić.
- I znowu zostałeś sam?
- Nie. Wkrótce spotkałem mojego kolegę z czasów liceum i na nowo zaczęła się nasza znajomość.
- Znajomość?
- Nazwijmy to związek, który trwał piętnaście lat.
- Chcesz o tym porozmawiać?
- Nie, bo po pierwsze dziś rozmawiamy o Ameryce. Po drugie jeszcze nie wiem, czy chcę o nim rozmawiać publicznie. Ty już wiesz wszystko. Opis tego ważnego okresu mego życia wymagałby wielu stron papieru, a to może stać się nudne.
- Mam inne zdanie, ale uszanuję twoją decyzję, chociaż nie obiecuję, że nie będę jeszcze o to pytać.
- Wracamy do lata 1978, kiedy to David przyjechał po raz drugi do Polski, bo zakochał się w jednej z moich uczennic języka angielskiego, a dla mnie przywiózł wymagane przez polskie i amerykańskie przepisy zaproszenie do USA. Obiecał załatwić mi pracę.
- Chciałeś zostać tam na stałe?
- Nawet mi to do głowy nie przyszło.
- To po co tam pojechałeś?
- Po kasę. W Szczecinie w garażu stał samochód. Przepraszam, maluch, którego kupiłem za pożyczone pieniądze i długo musiałbym go spłacać. Perspektywa oddania długu po kilku miesiącach była kusząca.
- A twój partner?
- Z żalem musiałem go zostawić na te kilka miesięcy i to on był jednym z najważniejszych powodów, dla którego nie rozpatrywałem porzucenia kraju na zawsze. Myślę, że kiedyś powinienem wyjaśnić ci jak funkcjonowało to nasze partnerstwo w tamtej Polsce, w tamtych realiach i tamtej świadomości społecznej oraz jakiej osobistej odwagi (!) wymagało. Ten temat zostawimy jednak na później.
- Dostałeś tę robotę w Kalifornii?
- Chcesz wersję pełną, czy skróconą?
- Masz na myśli skróconą o pikantne szczegóły, czy opisy przyrody?
- Pozwalam ci żartować ze mnie. Trochę więcej napisałem o tym w Obłaskawiając Zachód. Teraz powiem ci jak krystalizowała się we mnie świadomość mojej seksualności i na jakie próby wystawiona była moja „gay pride”. To wyrażenie „duma gejowska” jeszcze nie funkcjonowało nawet w USA, ale funkcjonowało w moim mózgu jako duma z bycia człowiekiem i duma z radzenia sobie wbrew okolicznościom.
- Ktoś cię atakował?
- Przecież nie fizycznie. Atakowano mnie pytaniami, kpinami z homoseksualistów, niewybrednymi dowcipami i ogólnym politowaniem.
- Jak na to reagowałeś?
- Raz lepiej, raz gorzej. W tamtym czasie uznałem, że nie wszyscy zasługują jeszcze na mój coming-out. To był mój błąd. Ale miałem przykłady, że nawet ci, którzy wszystko o mnie wiedzieli, potrafili uderzyć mnie w czuły punkt, gdy mieli w tym swój interes.
- Kto?
- Dam jeden z wielu przykładów. David wiedział o mnie wszystko, starł się mi pomagać i wspierać. Był w Polsce, poznał Andrzeja, zobaczył jak trudno jest być gejem w ogóle, a w Polsce w szczególności, rozumiał dlaczego nie ujawniam swoich preferencji. Uważał, że czas już się z tym rozprawić. Jednak, gdy w Kalifornii poznałem jego nową dziewczynę, kategorycznie zabronił mi z nią rozmawiać.
- R o z m a w i a ć?
- Opowiadać jej o sobie, mówić o tym, co mnie gryzie, no i w ogóle nie zawracać jej głowy moim gejostwem.
- A co by się stało?
- Zatrułbym jej świeży umysł, zaburzyłbym jej spokój i zaniepokoił jej piękną duszę artystki – flecistki.
- Uważałeś go za swojego przyjaciela, prawda?
- Właśnie tym epizodem zakończyliśmy naszą przyjaźń.
- A w pracy?
- Było coraz lepiej. Robiłem karierę na tyle, na ile pozwalał mi status zatrudnionego na czarno.
- Ujawniłeś się?
- Nie. I przez wiele lat miałem o to do siebie pretensje, bo to wywołało całą serię konsekwencji. Zaprzeczając, gdy byłem indagowany wprost lub aluzjami, prowokowałem sytuacje, których wydźwięk tkwił we mnie jak zadra przez wiele lat.
- Co takiego się stało?
- W pracy, którą załatwił mi David nie przetrwałem nawet tygodnia. Znowu musiała mi pomóc Terenia, koleżanka z lat szkolnych, której mąż, John przyjął mnie do swojej firmy na próbę.
- Tak, tak, szczegóły już znamy z pierwszej twojej książki, ale w czym problem?
- W miarę jak potwierdzała się moja przydatność dla firmy, John zaczął namawiać mnie, abym został na stałe w Kalifornii, obiecując dobrą pracę i wsparcie finansowe na początek.
- Namowy trwały długo?
- Do końca mojego tamtego pobytu.
- Jednak wybrałeś powrót do Polski.
- Zgodnie z moim wcześniejszym postanowieniem obiecałem Johnowi, że po załatwieniu ważnych spraw w kraju rozpatrzę jeszcze raz jego propozycję. Dał mi na to sześć miesięcy.
- Gdzie tu problem?
- Na kolacji pożegnalnej z okazji Dnia Dziękczynienia, w obecności rodziny Tereni, powtórzył swoją propozycję i …
- Celowo budujesz napięcie?
- … zupełnie nieoczekiwanie zapytał, czy jestem gejem, czy nie. Bo musi mieć jasność w tej sprawie.
- Po co mu była ta jasność?
- O to nigdy go nie zapytałem. Ale ty mogłeś to zrobić, bo wielokrotnie spotykałeś go w ciągu ostatnich pięciu lat!
- No wiesz, z moim angielskim!
- Nie zasłaniaj się brakiem języka. Rozumiem, że to są trudne rozmowy, nawet z b y ł y m homofobem.
- Jaka była twoja odpowiedź?
- No właśnie. Tu jest problem! Nie byłem przygotowany na taki frontalny atak (tak to wtedy pojmowałem, chociaż nie był to atak w rozumieniu takiej osoby jak John) i zaprzeczyłem, że jestem gejem.
- Twój wybór. Powtórzę pytanie: gdzie tu problem?
- Cierpliwości! Wysłuchaj do końca i zastanów się jak się poczułem!
- Wczuwam się jak tylko potrafię.
- John wstał, wyciągnął do mnie rękę przez stół i powiedział: - Teraz witaj na pokładzie!
- Nikt z obecnych nie zareagował?
- Nikt.
[1] Ao Nang