- Ameryka Północna (103)
- Stany Zjednoczone (87)
- Kanada (16)
- Ameryka Środkowa (48)
- Meksyk (48)
- Ameryka Południowa (11)
- Brazylia (11)
- Australia i Oceania (20)
- Azja (447)
- Tajlandia (59)
- Malezja (3)
- Birma (Myanmar) (52)
- Kambodża (250)
- Indonezja (11)
- Singapur (6)
- Izrael (8)
- Zjednoczone Emiraty Arabskie (3)
- Oman (26)
- Sri Lanka (24)
- Turcja (10)
- Afryka (19)
- Europa (439)
- Hiszpania (Katalonia) (7)
- Hiszpania (27)
- Włochy (29)
- Wielka Brytania (4)
- Francja (15)
- Polska (286)
- Niemcy (11)
- Czechy (10)
- Grecja (36)
- Cypr (16)
- Off-topic
- Wszystkie
Odcinek 18
Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem
Odcinek 18
Rozmowa siedemnasta.
Yangon, 13. grudnia
- Po porannych chłodach okolic jeziora Inle znowu wpadliśmy w męczący, wilgotny upał Yangonu.
- Po raz pierwszy oglądamy to miasto za dnia miasto i okazuje się być zadziwiającą mieszaniną wszystkich kolorów Azji, które mocno rzucają się w oczy. To ruchliwe, hałaśliwe, zakopcone spalinami i zakurzone miasto tętni pełnią życia i nieodparcie przenosi nas w czasy kolonialne, mimo iż dawno przestało być czyjąkolwiek kolonią.
- Kolejny raz zdziwiłem się, że wyglądające na brudne, to biedne miasto nie śmierdzi.
- Największa w Myanmarze pagoda – Shwegadon robi niesamowite wrażenie przed i po zachodzie słońca. Ten ogromny teren, który zajmuje, służy mieszkańcom nie tylko jako świątynia, ale również jako miejsce rekreacji, których nie ma zbyt wiele w Yangonie.
- Dlaczego zdecydowałeś się na prywatnego przewodnika po Shwegadonie?
- Pan Win ujął mnie swoim dobrym angielskim oraz tym, że użył stosowane tu powiedzenie: „Pomogę wam, jeżeli wy mi pomożecie”.
- Zamiast prosić o pieniądze. Żebranie jest poniżej ich godności. Są dumni, mimo wielkiej biedy.
- No właśnie. Jak się potem wyjaśniło, Wim jest po studiach ekonomicznych, ale bez pracy. Oprowadzanie po świątyni to jego jedyne zajęcie.
- Sporo dowiedzieliśmy się o Myanmarze dzięki niemu.
- Od niedawna ma odwagę rozmawiać z turystami o polityce bez ściszania głosu.
- Zmiany nadchodzą.
- Dla niego zbyt wolno. Ma pretensje do noblistki i przywódczyni opozycji Aung San Suu Kyi, że odkłada wszystko do czasu wyborów w 2015.
- Teraz to były tylko wybory uzupełniające, dzięki którym weszła do parlamentu.
- Młody jest i niecierpliwy. Pochodzi z krańcowo biednej rodziny ze wsi, gdzie nie ma wody, prądu, a pole orze się radłem!
- Pracuje w stolicy i pomaga finansowo rodzinie.
- Bez jego wsparcia nie daliby sobie rady. Opowiadał nam też o historii Myanmaru, i wyjaśniał również zawiłości polityki tego kraju, która w pewnych momentach przypomina naszą z lat 1970 - 1989.
- Z ta różnicą, że z gospodarką z XIX wieku!
- Win z wielką nadzieją patrzy w przyszłość i wierzy, że demokracja tutaj też zawita, a np. telefoniczne karty startowe SIM nie będą kosztowały 500 dolarów, w kraju, gdzie zarabia się zaledwie kilkanaście dolarów miesięcznie.
- To jest metoda na odcięcie obywateli od świata!
- Widziałeś, z jaką radością przyjął od nas aparat fotograficzny na filmy światłoczułe, który zabraliśmy z domu, aby się go pozbyć?
- Dla niego lepszy taki niż żaden.
- Obiecał, ale jak dotąd nie przysłał zrobionych nim zdjęć.
- O gejach nie chciał rozmawiać?
- Nie podjął tematu, mimo iż pytaliśmy go jak dotrzeć do klubu gejowskiego niedaleko naszego hotelu.
- Którego nigdy nie znaleźliśmy.
- Bo go tam nie było. Może już nie było.
- Skojarzyło mi się to z czymś.
- Z kim, z czym?
- Z klubami gejowskimi w Polsce. W którym z nich byłeś po raz pierwszy?
- I na pewno w najważniejszym dla mnie, bo ma również związek z tobą. Ale zanim cię poznałem, wybrałem się tam z Andrzejem, z Amerykaninem Jamesem, który uczył w mojej szkole – PROGRESSIE - i jego chłopakiem Tomkiem, na sylwestra na początku lat dziewięćdziesiątych.
- Do motelu Galery pod Jelenia Górą.
- Nasz związek z Andrzejem chylił się już ku upadkowi, ale ja sam nie zdawałem sobie jeszcze z tego sprawy. Choroba alkoholowa Andrzeja przybierała na sile. Napady depresji na przemian z euforią pojawiały się coraz częściej. Najtrudniejsze do zniesienia były jego ataki na mnie.
- Ataki zazdrości?
- Nie bezpośrednio. Myślę, że bardzo męczyła go moja aktywność (nadaktywność?) zawodowa, towarzyska i każda inna.
- Seksualna???
- Może też. Wróćmy jednak do Galer. To był nasz pierwszy sylwester w Polsce wyłącznie w towarzystwie gejowskim; zabawa była wspaniała.
- No, no.
- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. Było bardzo grzecznie, bo w większości to były pary, które przyjechały w grupach swoich przyjaciół, z różnych miast w Polsce.
- Co tam się wydarzyło?
- Poza autentycznie świetną zabawą do samego rana, z rewelacyjnymi fajerwerkami i dobrym jedzeniem, nic specjalnie szczególnego. Robiłem zdjęcia tańczącym parom, grupom przy stolikach, a także następnego dnia podczas śniadania noworocznego wszystkim tym, którzy się zjawili.
- Niezła kolekcja.
- Żebyś wiedział. Do tego z adresami, bo obiecałem wysłać odbitki.
- Co to za słowo „odbitki”?
- Brzydkie, co? Tak, tak, wtedy były jeszcze odbitki. Z kilkunastu osób tylko jedna podziękowała mi. Listownie. Dodając swój numer telefonu we Wrocławiu, na wypadek…
- I wypadek się wydarzył?
- Wiele miesięcy później.