- Ameryka Północna (103)
- Stany Zjednoczone (87)
- Kanada (16)
- Ameryka Środkowa (48)
- Meksyk (48)
- Ameryka Południowa (11)
- Brazylia (11)
- Australia i Oceania (20)
- Azja (447)
- Tajlandia (59)
- Malezja (3)
- Birma (Myanmar) (52)
- Kambodża (250)
- Indonezja (11)
- Singapur (6)
- Izrael (8)
- Zjednoczone Emiraty Arabskie (3)
- Oman (26)
- Sri Lanka (24)
- Turcja (10)
- Afryka (19)
- Europa (439)
- Hiszpania (Katalonia) (7)
- Hiszpania (27)
- Włochy (29)
- Wielka Brytania (4)
- Francja (15)
- Polska (286)
- Niemcy (11)
- Czechy (10)
- Grecja (36)
- Cypr (16)
- Off-topic
- Wszystkie
Odcinek 35
Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem
Odcinek 35
Rozmowa trzydziesta czwarta.
Miasto Meksyk, 26. lutego
- Ogromnie się cieszę, że tu przyjechaliśmy. To mój drugi pobyt w tym fascynującym mieście. Myślę, że i na tobie zrobi wrażenie. I polubisz to „Ciudad de México”, czy jak wolisz Mexico City, mimo wielorakich opinii o tej stolicy, nie zawsze pozytywnych.
- Tego nie biorę pod uwagę. Kieruję się tym, co sam obserwuję i sam przeżywam. Póki co, widzę ogromną metropolię, która w żadnym momencie nie jest bardziej niebezpieczna niż np. Warszawa.
- Ilość policji i ochroniarzy jest dość deprymująca i lekko przerażająca. Czasami miałem wrażenie, że w stolicy wprowadzono jest stan wyjątkowy.
- Niech będzie stan wyjątkowy, jeżeli zapewnia bezpieczeństwo mieszkańcom miasta.
- Tylko, gdzie jest w tym demokracja?
- Czy w Meksyku możemy mówić o demokracji? W kraju o tak potężnych różnicach społecznych? Oglądamy tu nieprzebrane bogactwo i skrajną nędzę.
- Na ulicach stolicy, przynajmniej w centrum, nie jest ona tak rzucająca się w oczy. Miasto Meksyk liczy około 28 milionów mieszkańców. Dla Europejczyka to niewyo- brażalne!
- Meksyk wydał mi się miastem przyjaznym dla turystów. Metro działa świetnie. Informacja turystyczna też. Policjanci i policjantki chętnie pomagają zagubionym turystom. W centrum jest sporo automatycznych punktów przywołań policji, w przypadku zagrożenia. Jedynie męczące są te odległości!
- I zakorkowane ulice. Na szczęście my poruszamy się komunikacją miejską. Czasami tylko wożą nas nasi znajomi…
- Chcesz teraz o nich rozmawiać? Chcesz coś ze mnie wyciągnąć?
- Masz coś do ukrycia? Jest coś czego nie wiem?
- Pytaj.
- Odkładam pytania na zakończenie naszego pobytu w Meksyku. Przecież coś się jeszcze może wydarzyć.
- Cieszmy się więc tym miastem i tym, co tu oglądamy.
- Czy minął ci katar po terapii na placu Zócalo[1] - głównym placu miasta, gdzie w czasie wielkiego festynu z okazji Dnia Flagi meksykańskiej Indianie w pióropuszach okadzali cię tajemniczym zielem? Minę miałeś nietęgą.
- Jakoś od tego nie umarłem.
- Przeżyliśmy też udział we mszy w Nowej Bazylice Matki Bożej z Guadalupe[2], która mieści dwadzieścia tysięcy wiernych i gdzie Jan Paweł II wielokrotnie odprawiał nabożeństwa. Jest On tak samo wielbiony tutaj jak i w Polsce. A może nawet bardziej. Liczba Jego pomników w tym kraju też o tym świadczy.
- Ten kościół obok, bardzo stary, to Stara Bazylika, która uległa częściowemu zniszczeniu podczas trzęsienia ziemi.
- Nowa Bazylika Matki Bożej z Guadalupe jest aktualnie największym sanktuarium maryjnym na świecie – rocznie przybywa do Meksyku 12 milionów pielgrzymów. Dla porównania – kolejnymi co do wielkości ruchu pielgrzymkowego sanktuariami są: Lourdes – 6 mln, Fátima – 5 mln, Jasna Góra – 4 mln pielgrzymów rocznie.
- Od kościołów wolę atrakcje, które oferuje miasto nie tylko turystom. W pięknym parku obok Muzeum Antropologii, oglądaliśmy popisy Indian - taniec "voladores".[3]
- Już ci mówiłem, że tych voladores” (dosłownie "lataczy") można oglądać w parku Chapultepec w każdą niedzielę. Jest to przed-kolumbijski meksykański obrzęd religijny, związany zwłaszcza z tradycjami ludu Totonaków zamieszkujących okolice miasta Papantla na wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej. Pięciu mężczyzn w odświętnych strojach wspina się na trzydziestometrowy słup, jeden z nich pozostaje na szczycie, przygrywając na bębenku i flecie, natomiast czterech pozostałych, z linami przywiązanymi do kostek rzuca się w dół, zataczając powolne obroty. Obrotów tych jest dokładnie 13, co pomnożone przez czterech tancerzy daje 52, tyle ile lat liczy tradycyjny "wiek" w przedkolumbijskim kalendarzu. W 2009 rytuał został wpisany przez UNESCO na listę Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości.
- A w Muzeum Antropologii okazało się, że tzw. Kalendarz Majów[4]jest Skałą Słońca, a prawdziwa rola tego znaleziska nie jest znana.
- Tu ciekawostka: Ta teza, że koniec naszej cywilizacji, mający nastąpić około 21 grudnia 2012 roku, staje pod znakiem zapytania dzięki odkryciu, jakiego dokonał pod koniec ubiegłego roku Andreas Fuls. Otóż z Kodeksu Drezdeńskiego wynika, że koniec świata nastąpi 208 lat później, czyli w 2220 roku.
- Boisz się końca świata? Wierzysz w to?
- U mnie kiepsko ze wszystkimi wierzeniami. Nie wierzę w nic. Przepraszam, pomyłka. Wierzę w człowieka. Wyłącznie przez duże C. Na razie wierzę w ciebie.
- Na razie?
- Jak to szło? Nie chwal dnia przed zachodem słońca?
- Nad naszym związkiem nie ma prawa zachodzić!
- Podobną twoją deklarację pamiętam z Moguncji, gdzie towarzyszyłeś mi w wyjeździe na konferencję językową.
- Przypomnij mi, co takiego powiedziałem.
- Było to w maju 2001, złapałem jakąś wstrętną grypę i musiałeś się mną opiekować. Byłeś bardzo troskliwy. Któregoś dania na ulicy zobaczyłeś młodego faceta pchającego wózek z trochę starszym, prawdopodobnie po wylewie…
- Teraz przypominam sobie. Wyglądali na parę gejów.
- Powiedziałeś, że do tego też jesteś przygotowany.
- Chyba to jakoś ładniej wyraziłem.
- Ważne, co miałeś na myśli. A twoje przygotowanie wynikało stąd, że przez kilka lat opiekowałeś się siostrą twego taty chorą na zanik mięśni.
- Po powrocie ze Szwecji wróciliśmy do swoich zajęć. Ja do pracy i studiów zaocznych, a ty do swojego PROGRESSU z Alkiem i całą resztą tego towarzystwa.
- Czyżbym słyszał zazdrość w tym tonie?
- Nawet dzisiaj jestem zazdrosny o tę waszą przyjaźń, bo wiem, ile ONI znaczyli dla ciebie. Nigdy nie zrozumiałem i nie zaakceptowałem ich zachowania kilka miesięcy później, po moim przyjeździe na stałe do Szczecina.
- Smutne było to, że nie udało się zaradzić nadchodzącym gwałtownym zmianom w naszych relacjach.