- Ameryka Północna (103)
- Stany Zjednoczone (87)
- Kanada (16)
- Ameryka Środkowa (48)
- Meksyk (48)
- Ameryka Południowa (11)
- Brazylia (11)
- Australia i Oceania (20)
- Azja (447)
- Tajlandia (59)
- Malezja (3)
- Birma (Myanmar) (52)
- Kambodża (250)
- Indonezja (11)
- Singapur (6)
- Izrael (8)
- Zjednoczone Emiraty Arabskie (3)
- Oman (26)
- Sri Lanka (24)
- Turcja (10)
- Afryka (19)
- Europa (439)
- Hiszpania (Katalonia) (7)
- Hiszpania (27)
- Włochy (29)
- Wielka Brytania (4)
- Francja (15)
- Polska (286)
- Niemcy (11)
- Czechy (10)
- Grecja (36)
- Cypr (16)
- Off-topic
- Wszystkie
Odcinek 31
Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem
Odcinek 31
Rozmowa trzydziesta.
Cancún i Campeche, 5. lutego
- Jak podobał ci się lot do Meksyku na pokładach US Airways, z San José w Kalifornii przez Pheonix w Arizonie?
- Czuje kpinę w twoim głosie. I chcesz, abym to ja powiedział coś brzydkiego o amerykańskich liniach lotniczych!
- Nie. Chcę, abyś publicznie powtórzył to, co słyszę za każdym razem, gdy wsiadamy do samolotu różnych linii amerykańskich.
- Że obsługa jest fatalna, że jedzenie beznadziejne, o ile dają cokolwiek, że kawa lura, że alkohol drogi, że …
- Nie! Powiedz, co mówisz o stewardesach!!
- Że dopracowują ostatnich swoich lat przed emeryturą. Mam obawy, że w razie kłopotów w czasie lotu, to ja będę musiał je ratować. No i nie są miłe! Ta praca nie sprawia im przyjemności.
- A tobie nie sprawia przyjemności patrzenie na stare kobiety. To zapomniałeś dodać. I wiedz, że to bardzo niepoprawne politycznie i nie mów tego głośno w USA!
- Tobie to mówię. Nie wstydzę się tego, że wolałbym być pod opieką młodych, sprawnych mężczyzn.
- Tak, tak. Poczucie bezpieczeństwa pasażerów jest przecież najważniejsze.
- A co!? Tu chodzi o moje życie!
- W ogóle mi nie odpowiada Cancún, w którym widzimy tylko ogromną dzielnicę wielogwiazdkowych hoteli nad oceanem. To miasto niewiele ma nam do zaoferowania poza całodniowymi wycieczkami w głąb Jukatanu, do miast Majów.
- Dlatego też byliśmy w Chichén Itzá,[1] czyli u Źródła Ludu Itzá. Nie uwierzysz! Poczytałem trochę o tym przedkolumbijskim mieście założonym przez Majów na półwyspie Jukatan około 450 roku: W 1988 stanowisko archeologiczne w Chichén Itzá wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO, zaś 7 lipca 2007 obiekt został ogłoszony jednym z siedmiu nowych cudów świata.
- Skoro w słynnym Cancún nie mogliśmy skorzystać z pięknych plaż, jak ta o nazwie Playa de Carmen, ani odwiedzić wyspę Isla de Mujeres, bo pogoda była zaskakująco zła, bardzo wygodnym autokarem firmy A De O (dużo więcej miejsca na nogi niż w samolotach klasy ekonomicznej) zdecydowaliśmy się pojechać do odległej o prawie 500 km od Cancún Méridy - stolicy Jukatanu. W nocy mieniła się światłami i wszystkimi kolorami, a przede wszystkim zabawami mieszkańców (sobota), w centrum miasta.
- Następny autokar, na lokalnej trasie, był nieco mniej wygodny. Pojechaliśmy nim nad ocean, aby zobaczyć flamingi w wielkim rezerwacie przyrody w Celestún[2].
- Bo to jest to miasteczko rybackie na półwyspie Jukatan, położone nad Zatoką Meksykańską. Rezerwat Biosfery Celestún o powierzchni 600 km. słynie głównie ze stad flamingów, pelikanów, czapli, kormoranów i wielu gatunków ptaków wędrownych. Tutejsze plaże są też miejscem lęgowym żółwi morskich.
- Kilkadziesiąt tysięcy różowych ptaków brodzących w zatoce, w jednym miejscu robi wrażenie.
- Smród był też potężny, gdy podpłynęliśmy naszą łodzią bardzo blisko flamingów.
- Jedzą i srają w tym samym miejscu. Ornitolodzy nie mają lekko.
- Kolejne miasto nad Zatoką Meksykańską to Campeche.
- Podobał mi się widok z naszego hotelu na pięknie oświetloną katedrę i park centralny, jak Meksykanie nazywają zadrzewione place z wielką budowlą w formie altany pośrodku, gdzie grają orkiestry lub dzieją się inne atrakcje dla ludu.
- Jaskrawo pomalowane fasady domów wokół placu dają typowy obraz Meksyku.
- Turystyka nie dotarła tu jeszcze w pełnym zakresie, a na pewno nie trafiają tu Amerykanie zwani gringos.
- Rybacy nadal wieczorami wracają z dziennym połowem, a wielu mieszkańców codziennie gromadzi się w tutejszym Wielkim Parku, na porcję najnowszych plotek. Cieszy mnie atmosfera prawdziwego Meksyku.
- Podoba mi się Meksyk i widzę, że w wielu dziedzinach życia radzi sobie lepiej niż nasz kraj. Powiedz mi, jak sobie radziłeś z dziewczynami, kobietami, które uznały, że warto o ciebie zawalczyć.
- Co za zmiana tematu! Chyba ci już mówiłem, że nie było to dla mnie łatwe. Przyjaźniłem się z wieloma dziewczynami. Miałem z nimi bardzo dobre relacje. Starałem się nie prowokować sytuacji intymnych. W czasie studiów wspólnie bywaliśmy bardzo często w klubach studenckich, chodziliśmy na imprezy (wtedy jakoś inaczej się nazywały), uczyliśmy się razem…
- I tak nic? Żadnych bara bara, bunga bunga?
- Ty ciągle o tym samym. Może kilku z nich nie było łatwo ze mną, bo może podkochiwały się we mnie. Nie mogły mi jednak robić wyrzutów, bo obietnic nie było.
- Ale zabierałeś im czas; mogły w kogo innego inwestować swoje emocje.
- Ich wybór. Gorzej było później, z dorosłymi kobietami.
- Taaak?
- No tak. Kilka z nich dość jednoznacznie składało mi propozycje.
- Jak to robiły?
- Werbalnie. Albo pojawiały się w moim pokoju hotelowym podczas wspólnych wyjazdów turystycznych.
- Robi się ciekawie.
- Nie byłem gotowy na coming-out, więc musiałem uciekać się do deklaracji mojej wierności wobec kogoś, kto na mnie czeka…
- Kupowały ten bajer?
- Co miały kupować. Przecież to była najłagodniejsza forma odrzucenia propozycji seksualnej.
- Nie domyślały się niczego?
- To już nie był mój problem.